Impulse

Krążek „Almost Splendid” Jazzpospolitej był jednym z najlepiej przyjętych polskich debiutów ostatnich lat. Niezwykła fuzja nu-jazzu, elektroniki i zmysłu melodycznego pozwoliła warszawiakom dotrzeć do wrażliwości zarówno miłośników tradycji jazzowej, jak i fanów z kręgów indie, post-rocka czy po prostu ambitnego popu. Przez ostatnie dwa lata grupa zdobyła też ogromne doświadczenie koncertowe - Jazzpospolita zagrała blisko 100 razy, m. in. na festiwalach Open’er, Męskie Granie, Jazz Jantar, Garana Jazz Festival, czy występując jako support podczas polskiej trasy brytyjskiego tuza nu-jazzu: Bonobo. To kapitał, który trudno przecenić, także w kontekście nowego albumu - zespół to dziś niezwykle zgrany organizm i jak mówią sami muzycy, nie pozostało to bez wpływu na kształt nowej płyty. Dzięki doświadczeniu koncertowemu „Impulse” brzmi mocniej i bardziej wyraziście niż debiut, przez co jest bliższy temu, co Jazzpospolita pokazuje na koncertach.

Mam odczucie, że ta płyta różni się zarówno pod względem konstrukcyjnym, jak i brzmieniowym. Jest też dużo więcej improwizacji - mówi w wywiadzie dla „Machiny“ Wojtek Oleksiak, perkusista grupy.

Chcieliśmy, aby ta płyta była melodyjna i przyjemna w odsłuchu, ale teraz widzimy, że grając "na żywo" stopniowo wytyczamy sobie nowy, ostrzejszy kierunek. Jeden kawałek jest w ogóle puszczony samopas. Gramy pierwsze nuty, a potem zamykamy oczy i lecimy do przodu. Mój ulubiony numer na płycie. - dodaje odpowiedzialny za bas i kontrabas Stefan Nowakowski.

W porównaniu z debiutem „Impulse“ zaskakuje bogactwem brzmień gitarowych. Michał Przerwa Tetmajer w międzyczasie skompletował ciekawy zestaw efektów - pogłosów, przesterów, delay’ów dzięki czemu - jak mówią muzycy „ jazzowy rdzeń kompozycji Jazzpospolitej obrósł psychodeliczną i post-rockową korą“. Członkowie Jazzpospolitej podkreślają, że „Impulse“ to płyta nagrywana na większym luzie, bez tremy i pośpiechu, które towarzyszyły powstawaniu debiutu.

W uzyskaniu klimatu płyty pomogły nam również nasze "Karwica Sessions". Duża część numerów powstała właśnie podczas naszego wypadu na działkę na Mazury. Pogrążyliśmy się w relaksie i pozwoliliśmy, aby czas sobie spokojnie płynął. Pływaliśmy łódką, wylegiwaliśmy się w zieleni i czasem sobie graliśmy. Mniej metronomu, a więcej patrzenia na siebie - przyznają.

Choć całość zagrana jest z niemal wirtuozerską sprawnością, filozofię pod hasłem: „mniej metronomu“ słychać już od pierwszych taktów płyty. Kompozycja „Co myślisz o wandalizmie“ napędzana pianistycznym loopem i motoryczną perkusją, ze znakomitymi partiami Tetmajera, to muzyczny wandalizm, który śmiało można stawiać za wzór wszystkim twórcom. W niektóch fragmentach zespół odlatuje w kosmiczno-psychodeliczne podróże śladami Hancocka circa „Sextant” czy Sun Ra.

Po mocno nabijanych trzech kompozycjach na otwarcie, dwie kolejne - nieco wyciszone na wstępie, filmowe „Pobudzenie” z pięknymi gitarowymi pajęczynkami na gitarze oraz

„Ciężkie Powietrze” z mocnym basowym groove, to chwila oddechu po szaleństwach z pierwszego impulsywnego kwadranasa.
„Grzyb” to z kolei konkretne post-rockowe pochody basu i gitary z doskonałym crescendo i kodą. Największą niespodzianką na płycie jest jednak brawurowa siedmiominutowa kompozycja „Nigdy nie pada na górnym Mokotowie” , swego rodzaju micro-improv-electro-jazz na przecięciu z elektroniczną awangardą spod znaku Mouse On Mars. To świadectwo tego, jak bardzo dojrzał stołeczny kwartet. Jazzpospolita zamykają zaś album wycieczką w stronę tradycji progresywnego jazz-rocka z lat 70tych, grając z werwą, której nie powstydziliby się Mahavishnu Orchestra, Jaga Jazzist czy nawet...The Mars Volta. „Impulse” to po prostu burzliwa dźwiękowa odyseja, w której pamięć o korzeniach łączy się z futurystycznyimi wizjami - mocne potwierdzenie najwyższej formy jednego z najciekawszych polskich zespołów.

Cena: 36.99 zł